Gończy Hamiltona
Testy szczeniąt
Zaczęło się klasycznie i roboczo.
Hodowczyni Hamiltonów Zoniko’s FCI zaprosiła mnie na testy jej szczeniaków. I żeby nie było, zanim się dzieci urodziły, my miałyśmy już termin testów:)
Agnieszka cały swój miot wychowała według mojego schematu i wskazówek i zdecydowanie byłam ciekawa co tam wyszło.
Nadszedł ten szósty tydzień, jadę na Mazury, dojeżdżam do nicości, a tam śpiewają gończe.
Kto zna śpiew gończego ten wie jak przyjemny może być dla otoczenia:)
Dzieciaki w zagródce, od razu sprawdzam co widzą, jaką mają powierzchnię i czym mogą się stymulować, albo nie.
Wypuszczam na chwilę Bry i Neskę, szczęśliwi biegną do cioci Agnieszki i … nagle… FUJ -> szczeniaki!
I widzę ten wzrok Bryzy: ale błagam Cię, nic z tego nie bierzmy!
Na co Neska: ale fajne, takie kolorowe i nagle Bryza zabiera ją ciałem ze stanowczym – NIC STĄD NIE BIERZEMY.
I zawsze mam tak, że od razu widzę PROWOKATORA, która dzisiaj ma na imię Zula i tym gagatkiem zajmę się w kolejnym wpisie.
Ale skąd w ogóle zaczęły się u mnie Hamiltony:)
Ja i Hamiltony
Przyszła do mnie kiedyś klientka.
I przyprowadziła gończą Hamiltona o imieniu GAJA.
Gaja rozkochała mnie od pierwszego wejrzenia i jej opiekunka Agnieszka (jeszcze inna Agnieszka :))) pracowała z nią wytrwale, aż obydwie zdały u mnie egzaminy na kursie trenerskim.
I taka Gaja, która przyszła „bez kontaktu” z opiekunką zaprowadziła Agnieszkę w nowe czeluści pracy z psami, aż Pańcia została trenerką.
No ale Gaja oprócz tego, że miała nas wszystkich głęboko, to nagle dostała to czego chciała – myślenie w ruchu i zrozumienie, że gończy to nie będzie warował i siadał i stawał i nie ciągnął gdy poczuje zapach. Dostała od nas tropienie!
I potem ta Agnieszka wysłała do mnie drugą Agnieszkę – z Szyszką – matką córki mojej, a Gai siostrę.
Dziewczyny przyjechały na warsztaty z przywołania – bo wiecie, GOŃCZY HAMILTONA nie ma wbudowanego wracania, ale na pewno ma wgrany software BIEGANIA.
I wtedy Aga załapała bakcyla, tropienie, detekcja, autokontrola i ciśnięcie przywołania. I tak ten bakcyl się rozwijał, że przyszła do mnie na kurs o szczeniakach.
I pojawiały się te gończe potem u mnie, bo kto jak nie ciocia Gosia zrozumie gończą duszę.
Tu przyznam, że moja gończa dusza była już wcześniej złapana przez polskie, kopovy, chorwackie, serbskie i nadszedł Hamilton. Ale zdecydowanie nie pasuje mi do BavariaTeam.
Tylko nic nie przywieź
Testowanie bez wpadki
Mimo, że Hamiltony mnie kupiły, to testowanie zakończyłam bez wpadki.
No prawie.
Prawie zawsze stanowi ogromną różnicę.
Bawię się z tymi psami i każdy, absolutnie każdy ma osobowość. Swoją własną, wyróżniającą się. Widzę, że dobrze te szczeniaki wyszły. Dobrze odchowany miot.
Tylko komu je teraz jak znaleźć im domu, które ogarną to co stworzyła Aga?
Jak znaleźć domy 9 szczeniakom, które są MEGA odważne, eksplorujące, na pewno nie będą „słuchały”, a na 100% będą mieć pomysły.
I ogarniam pierwszą suczkę – tego PROWOKATORA, co to ją wyczaiłam od razu w zagródce i widzę, że mam 8 tygodniowego szczeniaka przed sobą, który pokazuje dzieciom jak się tłuc i jak opuścić ten TEREN.
Ale co ważne – serio miała 6 tygodni!
Podąża za człowiekiem, słyszy człowieka, samoreguluje się i czuję do niej takie przyciąganie i obiecałam, że znajdę jej taki dom, który zrozumie.
Ciebie zrozumie i tego PROWOKATORA będzie prowadził, a nie wybijał.
I to była ZULA.
Potem ogarniam kolejną suczkę i jest to Nitra i nazwałam ją: fajną suczką, taką pogodną, nudną, bez prowokatora inside.
I to jest taki typ psów, który jest normalny i dla normalnych ludzi – ja chyba kiedyś napiszę o tym jakie mi się psy podobają:)) (i tu rada mojej koleżanki: NIE BIERZ PSA, który jara Małgorzatę!)
Kolejne dzieci, kolejne zabawy, kolejne wnioski i wiemy, że mamy 9 bardzo fajnych UŻYTKOWYCH Hamiltonów.
Nic wtedy stamtąd nie przywiozłam. Ale znalazłam Zuli najlepszy dom na świecie. I dla Zazu.
Wpadka nr 1
Nie moja. Bo przecież ja się trzymam i PIĘCIU psów nie będę mieć.
Tę wpadkę zaliczyła Karolina Larowa, no i on się tak właśnie na nią patrzył. I sobie wypatrzył.
Niespodziewanie jedno dziecko zamieszkało w Gdańsku i ja sobie tak czasami go odwiedzałam, on bywał u nas, chciał być jak wujek Bryza i pokochałam jak swojego.
ALE TRZYMAŁAM SIĘ!
Potem kolejna wizyta i kolejna w tej hodowli. Ja im wszystkim obiecałam, że będą mieć najlepsze domy ever i MAJĄ!
ZULA poszła do Patrycji i Fibi – no gdzie by miała lepiej! I kto by zrozumiał Zulę lepiej niż Patrycja.
I wtedy jak braliśmy Zulę, to robiłam webinar w ogrodzie hodowczyni i taka mała pindulka do mnie podbiegła i słyszę jak się panie chichrają: PATRZ JAK SOBIE DOMU SZUKA TA ZAMBIA!
Dałam radę.
Nadal bez wpadki!
Nadal przyglądam się jak wychowują się Ci dwoje i NIE CHCĘ SZCZENIAKA!
Klientów na dzieciaków mnóstwo, ale… wiecie stworzyłyśmy potwory więc to serio nie jest pies dla osoby początkującej, albo osoby, która lubi takie łaciate pieski.
Bo ja takimi „ładnymi” pieskami zajmuję się na co dzień i często w okolicach 7 miesiąca tracą domy. A tego nie chciałyśmy.
Jak dom, to od razu ze zrozumieniem TEGO HAMILTON INSIDE.
Kolejna moja wizyta – robimy testy tropowe – kto jest bardziej użytkiem, a kto mniej. Kto się interesuje śladem, zapachem zwierzyny, a kto nie.
Zgadnijcie:)
Oczywiście, że wszyscy.
Ale mała Zambia zrobiła coś innego – zamiast śladu włóczki, wzięła mój ślad.
OK, to szukamy Ci domu, który zrozumie TO COŚ + chce tropić ludzi.
Dobra, robię foto, wrzucam, że szukam tej małej domu, który zniesie gończego. I trzymam ją na rękach i czuję to. To właśnie! Takie ciepło….
Nie nie, absolutnie nie. Nie będę mieć 5 psów!
Plakaciki i przedszkole
I prowadzę przedszkole Hamiltonów, zadaję zadania 4 młodym dzieciakom z tego miotu i przyglądam się jak moje wnioski z testów rozwijają się w praktyce.
Pokrycie 1000000%!
Grafiki tworzę z ładnymi Hamiltonami i po kilku tygodniach jedziemy na weekend do Agnieszki. Tak tylko na weekend!
I Patrycja pyta: ale po Zambię?
No przecież, że nie. Nie przywozimy z pracy żadnych piesków, testowanie jest ciężkie, bo przecież szczeniaczki słodkie. ALE NIE!
I tu chwila oddechu!
Kliknij poniżej i wyświetli Ci się LIVE, który robiłam właśnie w tych okolicach czasowych: czyli co muszę wiedzieć gdy daję dom psu myśliwskiemu.
Nitra
Nitra to miasto na Słowacji, które za czasów dawnej pracy przeogromnie kochałam, bo oznaczało, że zaraz będę w domu.
Ale nie nie. Nie było imienia od razu. Wpadka nie nastąpiła od razu po przyjechaniu na weekend.
Bo ja postanowiłam, że ta Zambia taka mała, Ci bracia tacy duzi, ona taka biedna, siedzi w kąciku i patrzy… więc na socjalohabit ją zabierałam.
A to sobie na Stawigudę CENTER patrzyłyśmy, a to na TIRA, a to na las, a to na pączki i Neska stwierdziła: ONA MI SIĘ OD POCZĄTKU PODOBAŁA.
A Bryza, który nie lubi szczeniaków: gdzie ta mała?
Dostała imię: MASZ MASZ!
Dobra, więc umówiłam się, że zabiorę ją na habituację do mnie, niech się ogarnie laska, miasto zobaczy i miałam w głowie tylko jedną rodzinę, której mogę ją zhandlować.
Jak prezentacja Thermomixa, tu i teraz.
No ale nie wyszło. Bo w sumie ona powiedziała, że ona już dom znalazła. Pojechałyśmy razem do Czech, już paszport trzeba było na mnie wystawić.
No i jest wpadka.
Ma na imię Nitra.